Dziś chciałabym opisać trudne początki rękodzieła, chciałabym też aby to nie był monolog a raczej dyskusja bo chętnie dowiem się jak było u was.
Rękodziełem zaczęłam zajmować się dość dawno temu, na początku tworzyłam jedynie biżuterię i wszyscy byli zadowoleni. Kiedy urodziłam córkę postanowiłam zacząć szyć i tu pojawił się problem. Większość osób wokoło mówiło "Ale po co ci to? Przecież taką poszewkę na poduszkę kupisz w sklepie za 10 zł a ty siedzisz i się męczysz. Zajęłaby się lepiej dzieckiem zamiast szyć. Lepiej byś odpoczęła, przy dziecu nie przesypiasz nocy więc jak masz chwile wolnego powinnaś spać, a nie szyć. Czy ty po to kończyłaś studia by być krwacową? Przecież i tak tego nikt nie kupi" To szycie w perspektywie opieki nad dzieckiem było nie do przyjęcia. Nie przemawiały do nich argumenty szyję bo lubię, bo daje mi to radość, nie chce na tym zarabiać, to moje hobby. Nie czułam by moje dziecko było przez szycie zaniedbane, wręcz przeciwnie, Alicja jako bobas uwielbiała dźwięk maszyny do szycia i to przy tym dźwięku zasypiała. W dodatku wszystkie moje pierwsze uszytki były właśnie dla niej.Pierwsze maskotki, pierwsza patchwokowa pościel.
Naprawdę zaskakuje mnie to, że tworzenie czegoś samodzielnie może wzbudzać tyle emocji - w dodatku negatywnych. Pomijam już fakt, że jak się jest młodą mamą to wszyscy wokoło wiedzą najlepiej co i kiedy powinnaś robić.
Moja ówczesna pracownia, czyli podłoga w salonie. |
Ja zawsze podziwiałam ludzi którzy tworzyli coś samodzielnie. Podziwałam babcie tworzące cudne wełniane skarpety wnukom. Podziwiałam tych robiących witraże, dzięki którym do domu mogły wpadać kolorowe promienie. Podziwiałam haftujących i tworzących niezwykłe obrazy. Podziwiałam tych którzy sami mogli uszyć sobie kreacje. Podziwiałam nieziemskie kartki dawane z okazji ślubu, które ktoś sam zrobił.
Jest tyle dziedzin rękodzieła a je wszystkie łączy jedno - to że oprócz naszych umiejętności wkładamy w nie całe serce. To nie są zwykłe lalki to lalki uszyte z miłości, to nie sa zwykłe skarpety czy torebeczki zrobione na szydełku bo widać w tych pracach pasje. To my rękodzielniczki dodajemy do tych prac coś niesamowitego i wyjątkowego, taką niezwykłą magię, garść emocji, mnóstwo pracy i ten ogrom miłości.
Moim zdaniem rękodzieło powinno właśnie ze względu na to być 3 razy droższe niż jest, bo jest mocno niedocenione, ale to już inny temat.
Alicja podczas czycia misiów |
Czasem też takie hobby może przerodzić się w coś więcej, nigdy nie przypuszczałabym, że kiedyś założę firmę i będę sprzedawać swoje rękodzieło - a tak jest teraz.
Dlatego czasem warto podążać za marzeniami, za tym co lubimy robić, za tym co robimy z uśmiechem i w co wkładamy swoje serce. Niech inny gadają, że to bez sensu, jeśli nam to coś daje, jeśli choćby na moment zapomnimy o trudach tego świata zagłębiając się w magię barw i form. Miejmy swoje pasje, swoje hobby i choćby to wszystkim wydawało się bezsensowne róbmy to tylko dlatego, że to lubimy :)
A jak było z Wami? Czy słyszeliście czasem "Ale po co to?"
Moje "wydziwianki" były traktowane trochę pobłażliwie,czasem pojawiał się komentarz: "że też ci się chce...". Ja się nie przejmuję i robię swoje. A Ciebie podziwiam, że utrzymujesz się z rękodzieła, wiem jakie to trudne w dzisiejszych czasach, sama z działalności zrezygnowałam, bo bogacił się na tym nie ten, co trzeba... :-/
OdpowiedzUsuńWażne, że robisz swoje :)
UsuńOoo i to nie raz słyszałam, teraz i tak mam wrażenie ,że podejście się zmienia , jeszcze kilka lat temu jak przyznawałam się ,ze tworzę , dziergam , haftuję to patrzono na mnie jak na zdziwaczałą starą pannę ,która nie wie co z nadmiarem wolnego czasu zrobić ;) Teraz też czasami słyszę "ty to chyba strasznie się nudzisz skoro takie zajęcia sobie wymyślasz" ...brrr ale często też pojawiają się też słowa uznania na zasadzie "wow też bym tak chciała " ;) Czyli chyba coś w tej dziedzinie zmienia się na lepsze . Co do cen rękodzieła zgadzam się w 100% , zazdroszczę odwagi i założenia firmy , zarabianie na rękodziele to nadal moje wielkie i niespełnione marzenie .
OdpowiedzUsuńTak mi sie teraz też często zdarza słyszeć "też bym tak chciała" albo "podziwiam" ale jak zaczynałam to jednak raczej było "że też ci sie chce". Co do firmy to nie zawsze jest łatwo szczególnie na początku.
UsuńMoje rękodzieło jest praktycznie dla mnie lub na prezent dla wybranych osób...nie sprzedaję go, bo mam za mało czasu aby robić to na zamówienie. Zresztą często gdy ewentualny klient słyszy cenę za rękodzieło robi wielkie oczy i rezygnuje, a ja dopłacać do tego nie mam zamiaru...przydasie są zwyczajnie drogie, a ja z byle jakiej jakości materiałów nie haftuje.Robię to dla przyjemności, to moje hobby, chwila oddechu od codzienności..mogę sobie na to pozwolić, bo pracuję i na życie mam z tej pracy właśnie środki.
OdpowiedzUsuńWażne by mieć jakeś hobby, robić co sie lubi, a niestety materiały do tworzenia są koszmarnie drogie.
Usuńhmmmm... u mnie można napisać powieść o tym jak zaczynałam i co robiłam przez ponad 30 lat.... :D
OdpowiedzUsuńMoje początki to jak większość... byłam dzieckiem, babcia pokazała szydełko i druty, a że pracowała w przemyśle włókienniczym, nitek i włóczek był ogrom. Na początku ćwiczyłam ale denerwowałam się, bo nie wychodziły mi takie czapki jak bym chciała... Ale po kilku latach ćwiczenia tych szalików, czapek i getrów na drutach oraz szydełku, w wieku 14 lat już miałam zamówienia od koleżanek z podstawówki :) To były czasu Stanu Wojennego gdzie w sklepach ciuchów niewiele, a każda nastolatka chciała być modna i oryginalna, więc miałam co robić :). Potem trafiłam do szkoły włókienniczej... i tu już wiedziałam że moja pasja to wszelakie "nitki" :D, choć nie tylko, bo wtedy uwielbiałam tkać dywany z rajstop (na marginesie trudno dostępnych) :D. W międzyczasie zawód zmieniłam 3 razy ;), ale "nitki" nadal mi towarzyszą.
Nigdy nie usłyszałam "po co ci to szydełkowanie", bo większość moich znajomych i członków rodziny wiedziało że mam takie wykształcenie i wieloletnią pasję, że nawet gdyby ręce mi odpadły robiłabym stopami :D. Natomiast teraz od kilku miesięcy uczę się szyć w szkole (takiej na zasadzie średniej) i słysze: "porąbało cię? po cholere były ci te studia, 2 fakultety i 4 podyplomowe, na starość chcesz zostać krawcową?" A to nie mogę nauczyć się szyć (bo mam takie marzenie) w profesjonalnym miejscu, tylko musze cichaczem po youtube biegać?? :/ Moje obecne marzenia to szyć, i tego dopnę pomimo wszystkiego!
Co za wspaniałe podejście, brawo no i niecierpliwie czekam na pierwsze uszytki :) a Twój kunszt w dzierganiu musi być niesmowity, wyrobiony przez tyle lat.
UsuńDiano, dziękuję. "pierwszych uszytków" jest już kilkadziesiąt ;) w tej szkole nie siedzi się bezczynnie tylko szyje pod okiem profesjonalnych krawcowych :)
UsuńA co do kunsztu w dzierganiu... kiedyś na tym dzierganiu dorabiałam drugą pensje, a nawet dwie. Niestety od jakichś 6-8 lat, kiedy na polskich rynkach rządzi chińszczyzna i ludzie przyzwyczaili sie do bluzek za 12 zł i szydełkowych aniołków w markecie za 2,50 zł, trudno jest. Nawet podejście typu "niech się zwróci choć materiał", nie opłaca się, bo i tak klient powie "czemu tak drogo" :)
Wiele rękodzielniczek robi dla przyjemności, dla prezentu dla bliskich lub po prostu dla siebie. Grunt to mieć pasję i tworzyć dla przyjemności. Z sercem.
To znaczy że to dobra szkoła, choć z twego bloga kojarzę głównie szydełkowe cuda. A tworzyć z sercem to najważniejsze.
UsuńTeż nie raz słyszę że mogłabym zacząć sprzedawać to może by mi się chociaż za materiały zwróciło. Ale założyć firmę i utrzymać się z tego nie jest łatwo a ja robię bo lubię, bo mi się podoba bo mogę się oderwać a nie koniecznie po to żeby sprzedać :). Może z czasem się to zmieni, ale fakt też jest taki że nawet jak ktoś już jest zainteresowany a słyszy cenę to już zainteresowanie mija. Ale może to też się kiedyś zmieni :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńLicze na to, że świat sie rozwija i kiedyś to nastąpi
UsuńOj... Diano... Ja bym tu mogła godzinami opowiadać jak to u mnie było.... Jak się zaczęło... Po pierwsze chodziłam do "innej" szkoły niż wszyscy, wtedy ludzie z liceów i techników traktują Cie jako beee, szkoła plastyczna? Nieuki-tam się ludzie nie uczą :) Pierwsza praca była u mnie "normalna" ale... wszystkie następne już niestety nie i to też było beeee... Malujesz bombki, przecież to się nie opłaca, musisz się truć tymi lakierami po co ci to? Nie lepiej iść do innej pracy? No właśnie, że nie:) Dla mnie ta praca była wyzwaniem, radością, miłością i dzięki właśnie tej pracy mogłam spełniać kolejne plany, realizować marzenia, skończyć następną szkołę... Ale jak ktoś nie zna pracy od wewnątrz nigdy nie zrozumie po co to robimy. Kolejna praca w innym charakterze i? Znowu słyszałam,że beznadziejnie, po co kończyłam szkoły, bo znowu spędzam noce przed komputerem jak małe dziecko w pokoiku obok już śpi, rano wstaję i znowu pracuję po 24godziny... znowu każdy wiedział lepiej... dokładnie jak pisałaś Diano- masz dziecko, małe, ale wszyscy wiedzą lepiej co i kiedy masz robić, jak pracować, kiedy i jak spędzać czas z dzieckiem... znowu źle, znowu nie dobrze... jak jestem na wychowawczym to jest jeszcze gorzej- ale dla innych! Nie pracujesz??? Siedzisz w domu??? Czemu nie pójdziesz do pracy, a dzieci??? Stwierdziłam, że dość tego, już nic nikomu nie mówię co teraz będę robiła, co robię by to mieć, wiedzą tylko najbliższe osoby i wspierają mnie w tym- znowu będę szczęśliwą mamą, będę robiła to co kocham, co lubię, będę się spełniała twórczo, zawodowo a to jest najważniejsze:) I niech mi już nikt nie mówi co jest dobre dla mnie i mojej Rodziny. My jesteśmy spełnieni, szczęśliwi, mamy swoje plany i kropka. A inni jak widzą małe dzieci buszujące w stercie papierów, kredek i plasteliny i nie podoba im się to- niech nie patrzą, albo niech spojrzą na siebie.... wiem jak jest trudno zdecydować się by zacząć coś dla siebie. Całe szczęście jestem już "dużą dziewczynką", może trochę zbuntowaną ale mam swój rozum i to ja będę decydować co i kiedy zrobię:) A Diano- podziwiam za odwagę, za postawienie na swoim, za upór, że chcesz, że spełniasz marzenia, że się w nich realizujesz... Powodzenia w dalszym trwaniu i niekończących się pomysłów i co najważniejsze- czasu, którego zawsze brakuje, którego wciąż jest za mało.... Buziaki dla Ali:)
OdpowiedzUsuńWyciągnęłaś całą esencję z tego jak jest naprawde.
UsuńOoo tak :( Ja do tej pory to słyszę, a najgorsze jest to, że czasem takie słowa padają z ust osób mi bliskich, np. moich dziadków. Jakoś nie dociera do nich, że to co teraz można kupić w sklepach, to zwykła masówka, a to co robię dla Synka to właśnie coś zrodzonego z pasji, potrzeby i zrobionego z ochotą i miłością. Łatwiej pójść do sklepu i kupić - mam wrażenie, że pewnym osobom takie podejście zostało z czasów, kiedy w sklepach coś tam już było (i było kojarzone z luksusem, bo było!), a szycie w domu kojarzyło się zaściankowo.
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu doszłam jednak do wniosku, że niech robią/mówią co chcą, a ja będę dalej robiła to, na co mam ochotę. W końcu robię to dla Synka i siebie, a nie dla poklasku otoczenia ;) Mój czas, moja sprawa i nic nikomu do tego. :) Wydaje mi się też, że do takiego podejścia trzeba po prostu dojrzeć i nabrać pewności w tym co się robi, niezależnie od tego jaka dziedzina rękodzieła (czy nawet nie!) by to była.
Bardzo się cieszę, że poruszasz ten temat, bo czasem oglądając niektóre blogi mam wrażenie, że wszyscy na około tylko kibicują osobie, która go prowadzi, a ta nie miała ani pół chwili załamania, czy zwątpienia ;)
Bardzo dobre podejście, ale jak piszesz trzeba do niego dojrzeć, bo na początku nie zawsze jest łatwo.
UsuńWiele razy słyszałam teksty: "a po co Ci to?!", "chyba masz za dużo czasu i nudzi Ci się". Od kilku lat wyszywam obrazy. Nad jednym zdarza mi się pracować przez kilka miesięcy. Lubię to co robię, a najważniejsze są dla mnie opinie mojej najbliższej rodziny. Po studiach mam zamiar zostać krawcową, założyć własną firmę. Na razie cały czas się uczę. W sumie teraz studiuję mało ambitny kierunek, więc reszta świata pewnie nie będzie komentować mojego wyboru.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Twoje plany
UsuńJak ja Ci dziękuję za ten wpis! I przyjmij, proszę, słowa uznania: za to, że udało Ci się z pasji zrobić sposób na życie, że udaje Ci się z tego utrzymywać; za to, że z maleńkim dzieckiem zaczęłaś szyć... Ja się gdzieś pogubiłam po narodzinach moich synków (różnica wieku 20 miesięcy). Jako dziecko coś tam dziergałam, szydełkowałam, jako młoda żona też a potem! Szkoda gadać... Jednym słowem - zgubiłam się. Odnalazłam dopiero 1,5 roku temu i patrząc na Wasze dzieła dla bobasków strasznie żałuję, że nie dałam moim dzieciom takich cudeniek. Ale cóż! Lepiej późno niż wcale:) Dla mnie rękodzieło to odskocznia od codziennych problemów, przestrzeń, gdzie ładuję baterie, świat, gdzie ludzie nieżyczliwi - mogą mi skoczyć! Mam to szczęście, że najbliższa rodzinka to akceptuje (choć różnie z tym bywa) a nawet i wspiera, czasem podziwia:))) Chcę nauczyć dzieci tego, czego nauczyli mnie moi rodzice, że największą wartość mają rzeczy zrobione - jak pisałaś - samodzielnie i z sercem! Marzy mi się, żeby zacząć moje "wyroby" sprzedawać, póki co obdarzam nimi rodzinę i znajomych oraz upiększam swoje otoczenie:) No i walczę z autocenzorem, który ciągle mi mówi, że jeszcze się muszę podszkolić... Generalnie się nie poddaję i naprawdę odżyłam po powrocie do "robótek":)) Twój wpis też dodał mi sił i nadziei - dziękuję:) Gosia
OdpowiedzUsuńWażne to sie nie poddawać a jak wiadomo praktyka czyni mistrza :)
UsuńO mnie w środowisku opinie na temat rękodzieła są różne i doszłam o wniosku, że podzielone na wiek.
OdpowiedzUsuńLudzie młodzi - ze szkoły, z zajęć plastycznych, wolontariatu - są zachwyceni szyciem, nawet jak mam coś krzywo to mówią że jest świetne :D Takie opinie, ale natomiast rodzina - ludzie starsi - ciotki i babcia to przeciwniczki chociaż same szyły w pracy i nie rozumieją tego, że dla kogoś może to być hobby i relaks i właśnie słyszę teksty typu: "po co ci to skoro kupisz taką poszewkę za 5 zł. " " po co wydajesz pieniądze na materiały skoro w lumpie kupisz nowe ubrania za 3 zł. " i żadne argumenty nie trafiają, ale za to reakcje znajomych są wyjątkowe i to ich słucham ;) Uwielbiam kiedy przychodzą, żeby im coś przerobić, zmniejszyć itp. i jeszcze rzucają kilka złotych na nowe materiały :D Kocham to !
Pamiętam jak na balu dla dzieci pewna pani zaczępiła mnie i zapytała gdzie kupiłam taką piękną spódniczkę dla córki, oczywiście sama ją uszyłam pani była w szoku ;)
UsuńI w tym wszystkim właśnie takie sytuacje są najlepsze i o nich warto pamiętać :)
Usuńchciałabym napisać rękodzieło moja pasjja moje życie, niestety nie dane mi jest zarabiać na tym co robię, może kiedyś przyjdzie en czas, a na razie robię bo lubię......
OdpowiedzUsuńTo ważne robić to co lubić, nie myślec o biznesie. Ja nigdy nie patrzyłam na to jak na wielkie pieniądze, wszystko robiłam z pasji a pieniądze powoli same zaczęły przychodzić i właśnie sądze że dlatego że w moich pracach widac pasję.
UsuńSama nie zajmuję się rękodziełem, chociaż bardzo ujmuje moje serce i podziwiam takie osoby jak Ty! Bardzo dobrze, że dalej robiłaś swoje mimo tych negatywnych uwag. Z tyłu głowy krąży mi myśl, żeby spróbować swoich sił, jednak na razie nie mam ku temu warunków. Cały czas pielęgnuję to chęć. Twoje projekty są nierzadko zachwycające!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, a spróbować zawsze warto :)
UsuńJa jestem z pokolenia 50+ i kiedy zaczynałam swoją przygode z rękodziełem - będąc w I klasie LO majc lat raptem 16 - to wtedy to było coś wielkiego. A to dlatego że w sklepie nie było dosłownie niczego . Sweter czy skarpetki wydziergane na drutach to było marzenie każdej nastolatki. Jak urodziły sie moje dzieci druty i szydełko wzbogadzciły sie o maszyne do szycia i ubranka dla dzieci. Co ciekawe uszyłam sobie sama dwie sukienki ciążówe- gdyby nie one to chodziłabym w kieskach po mojej maie bo kupic na mnie sie nie dało. Stroje jakie szyłam dziecioom na zabawy żłobkowei przedszkolny - obleciłały zawsze wszystkie zaprzyjaźnione mamy.
OdpowiedzUsuńPotem nastapiła w moim zyciu przerwa w rekodziele - zaczęła nas zalewac wszechobecna chińsczyzna. Czasem jeszcze wydziergałam jakis sweterek czy szalik na drutach , głównie dla siebie , bo moje nastoletnie dzieci nie chciały juz chodzic w dziergadełkach swojej mamy :-)
Do rękodzieła powróciłam po latach , kiedy dzieci poszły juz na swoje a mąz pracuje w ciągłej delegacji . Cos trzeba było zrobic z nadmiarem wolnego czasu . W moim środowisku uchodze za swego rodzaju dziwoląg wszystkie moje kolezanki ćwicza palce na pilotach od TV , i usmiechaja się pod nosem widząc mnie z robótką w ręce. Ale ja sie tym nie przejmuję i robię swoje . Dla mnie jest to spoób na życie i jest mi z tym bardzo dobrze.
Pozdrawiam Diano i dzieki za tego posta - hihi napisałam Ci w komentazru drugiego :-)
:) ale to właśnie jest piękne że są wśród nas różne osoby ale łączy nas wspaniała pasja. Niestety zalewająca nas chińszczyzna podcina nam skrzyła i to widać, ale ważne to robic to co się kocha. Ja np nie znosze czekać więc jak wiem że mnie to czeka zabieram ze sobą gdzieś np tamborek czy szydełko, miny innych ludzi bezcenne (czuje się jak dinozaur) choć spotykam się też z bardzo miłymi komentarzami.
UsuńDiano robie tak samo , mam robótki w pociągu i w kolejce do lekarza, fakt miny ludzi bezcenne, ale ganerlnie w większości wypadków wzbudzam podziw :-)
UsuńChyba tak to już jest, że rękodzielników doceniają głównie... inni rękodzielnicy :) Dobrze, że poruszasz akurat taki temat. Też zdążyłam się nasłuchać komentarzy w stylu "a po co ci to" od najbliższej rodziny. Na początku bolało i podcinało skrzydła, ale przez kilka lat zdążyłam się przyzwyczaić, nieco "stwardnieć" i teraz już w ogóle nie rozmawiam z rodziną o tym co robię, bo nie widzę w tym sensu. Przez 2 lata prowadziłam firmę, niestety musiałam ją zamknąć, bo opłaty w tym kraju są jakie są... ale nadal robię swoje i mam nadzieję, że tak zostanie :)
OdpowiedzUsuńAch, no i zapomniałam dopisać, że przynajmniej zawsze mogę liczyć na wsparcie Małża, a w dodatku przeciągnęłam go na rękodzielniczą stronę mocy :)))
UsuńWsparcie tych najbliższych jest bardzo ważne to fakt, ja mam to szczęście że akurat mój mąż był zawsze za mną, po prostu widział ileż mi to daje radości.
UsuńZgadzam się z Tobą Diano w 100 % Rękodzielniczy świat to inny świat i chyba tylko my go rozumiemy. Jeśli chodzi o moje robótkowanie....jedni są zupełnie obojętni na to co robię, inni mówią: "jak Ci się chce tak dłubać" a jeszcze inni się zachwycają. Mimo to siadam i spełniam swoje marzenia, mało tego.....coś po sobie pozostawię! Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńAaaaa...... śliczna ta Twoja pomoc ;)
UsuńPiękne słowa :)
UsuńKochana jesteś dowodem na to, że nie warto słuchać innych i robić swoje! Czytając tytuł notki..wiedziałam o co chodzi! Przecież "a po co Ci to" toż to zdanie kultowe!
OdpowiedzUsuńOj tak baaaaardzo kultowe
Usuńja wiem ze trzeba robić swoje i się nie przejmować to co mówia inni , zawsze coś komuś bedzie nie pasowało ...
OdpowiedzUsuńja też niby wiem, ale czasem zapominam ;)
UsuńPiękny tekst, mądry i osobisty. Bardzo się cieszę, że odnalazłaś swoje miejsce :)
OdpowiedzUsuńZajmuję się tworzeniem biżuterii już ponad trzy lata. Wcześniej nic takiego nie robiłam, podobnie jak moja rodzina, nie miałam pojęcia o rękodziele, bo wszystko się kupowało. Ludzi, którzy sami coś tworzyli, miałam za dziwaków, bo po co to robią. Pewnego dnia zobaczyłam biżuterię sutaszową, która mnie naprawdę zaskoczyła i zaintrygowała. Trochę wcześniej rzuciłam palenie i nie wiedziałam co zrobić z rękami, poza tym nie miałam wysokiego mniemania o swoich talentach. Zaryzykowałam, a potem przez wiele miesięcy cierpiałam wbijając sobie boleśnie igłę w palce, parząc się klejem czy ze złością psując nieudaną pracę. To wszystko było niczym przy zadowoleniu ze skończonego dzieła, to i radość osób obdarowywanych moimi pracami wynagradzało mi cierpienia. Trochę czasu minęło, a ja ciągle mam pozytywne nastawieniee i je pielęgnuje. Motywuję się wewnętrznie. Wiem, że nie mogę zrobić z rękodzieła sposobu na zarabianie, ale i tak daje mi sporo satysfakcji. A prace wykonane ręcznie przez innych uwielbiam.
Rozumiem też przeciwników rękodzieła: liczy się cena, a nie jakość. Totalnie się z tym nie zgadzam, ale to ciągle jest jakimś ważnym czynnikiem. Słyszałam wielokrotnie, że biżuteria jest droga. To oczywiście kwestia osobista, moim zdaniem nie wiążąca się z zasobnością portfela, ale z zamiłowaniem do wyjątkowych przedmiotów. Drugą rzeczą jest niezrozumienie cudzej pasji: ja nie rozumiem wędkarzy (po co siedzieć z kijem przy rzece?), moja matka jest genealogiem (jakie to ma znaczenie kto kim i kiedy był?). No cóż... :) Każdy ma tyle samo czasu i jego sprawa na co to przeznacza. Godziny spędzone na rękodziele są dla mnie ważne i ciekawe. Znajduję zrozumienie w internecie, wśród znajomych blogerek :) To jest naprawdę wspaniałe!
Bardzo mądrze piszesz, czasem ponosimy koszty jak te biedne pokaleczone palce ale jednak sam efekt nam to wynagradza.
UsuńSzkoda, że ludzie nie doceniają rękodzieła i kupują rzeczy produkowane masowo. Ja tworzę od kilku lat. Głównie robię różne rzeczy dla siebie, czasem zrobię jakiś prezent dla znajomych. O sprzedaży czegokolwiek nawet nie myślę, zawsze słyszę tylko: "ee, drogie, kupię taniej na allegro takie kolczyki!". Ludzie, którzy nie zajmują się rękodziełem nawet nie wiedzą, ile dana praca kosztuje pracy i wysiłku. Ja tam wolę sobie jednak podłubać. Nie dość, że mnie to relaksuje, to mam coś ładnego i oryginalnego :)
OdpowiedzUsuńTakich kolczyków nie kupią bo to jedyne i wyjątkowe egzemplarze, no cóż ich strata.
UsuńHehe "że też ci się chce" - zdecydowanie mój faworyt :) Tak, wciąż słyszę. Kiedyś dawno jeszcze bardzo ukłuło "jak bardzo trzeba się nudzić, żeby wieszaki w wisienki malować?". Z czasem się uodparniamy :)) No bo jak bardzo trzeba się nudzić, żeby iść do kina, pobiegać, serial obejrzeć, czyste okna umyć? :)) Każdemu wedle potrzeb i nic nikomu do tego.
OdpowiedzUsuńOj tak ty to się chyba nudzisz to też jest standard :)
UsuńDiano jak zawsze zgadzam się z Tobą warto walczyć o marzenia .....:)robić coś z miłością ...pasją ..a nie stać w miejscu i narzekać :)
OdpowiedzUsuńOOOO własnie mądrze to napisałaś bo dobrze jest narzekac i nie robić ic samemu.
UsuńW rękodzieło wkręciłam się na maxa !!! Praca w biurze z ludźmi po 15 latach monotonii tak mnie wypalała do momentu gdy odkryłam na nowo rękodzieło. Szyję i tworze w każdej wolnej chwili !!! Cały wolny czas spędzam w pracowni do późnych godzin. Czasami sama sobie się dziwię ... Prawdziwi przyjaciele doceniają i nawet pomagają ( wpadają koleżanki na pogaduchy i wypychają małe myszki ;-) - rodzina dumna ... Szyć na zarobek i pod dyktando bym nie mogła - aczkolwiek dużo sprzedaję tego co stworzę .Daje mi to ogromną frajdę !!!! Mam firmę od 15 lat i tylko rozszerzyłam działalność o rękodzieło- czyli nie ponoszę dodatkowych żadnych kosztów i mogę zarabiać na te drogie tkaniny i dodatki a których punkcie mam obsesję ! Dziś wiem że bez tego nie mogła bym żyć !!! Ściskam Cię Sylwia
OdpowiedzUsuńSuper, że tak Ci się udało połączyć pracę z pasją :) U mnie mąż właśnie rozkręca swoją firmę, więc też dorzucił do tego rękodzieło, żeby mnie wesprzeć :) Bo z etatu trudno mi zrezygnować- jestem nauczycielem i naprawdę to kocham.
UsuńJa w sumie też łączę moją wyuczoną pracę bo nadal pracuje z rękodziełem a firma mieści wszystko w jednym :) Sylwia właśnie ta frajda z tworzenia jest bezcenna.
UsuńJakbym czytała o mnie. No, prawie. Do szycia ciągnęło mnie od dziecka. Obie babcie szyjąca, jedna jest krawcową z zawodu (ciagle mi powtarza teraz, jaka jest ze mnie dumna, mocno mnie od początku dopingowała i nawet świetną maszynę i overka mam od niej :)). Na początku jako dziecko szyłam ubranka dla lalek. Potem w liceum i na studiach trochę dziergałam. Ale zabrakło czasu, były inne rzeczy i zapomniałam. Po urodzeniu drugiego dziecka przypadkiem weszłam na jakiegoś bloga robótkowego i....przepadłam. Przekonałam męża do kupienia maszyny (dał się przekonać, dzieki wsparciu teściowej- tez szyjącej cudne rzeczy :)) i .....przepadłam. Mąż na początku nie był przekonany. Myślał, że to będzie słomiany zapał. Ale się mylił. Jednym z pierwszych moich uszytków było nosidło dla półrocznego wtedy już Krzysia. Służyło nam ponad rok a znajomi nie mogli się nadziwić, że sama je uszyłam. Potem już było z górki. Założyłąm bloga, zaglądałam na inne i poszło. Jeszcze nie czuję się swobodnie, mało szyję dla siebie, ale uwiuelbiam stukot maszyny. W międzyczasie siostra (zaraziłam szyciem wszystkie moje 3 siostry :)) znalazła bezpłatną szkołę krawiecką- policealną. Lekarz medycyny pracy wydając mi zaświadczenie o stanie zdrowia stukał się w czoło- Po studiach będzie pani zawodówkę kończyła? Ale nie żałuję. Po zdanym egzaminie państwowym otrzymałam dyplom krawca. W szkole nauczyłam się głownie cierpliwości i dokładności. Nabrałam tez odwagi w szyciu.
OdpowiedzUsuńKolejnym moim marzeniem jest teraz własna działaność, ale nie wiem czy mi się to uda. Na razie mąż wybrał opcję rękodzieła na swoją dziłalność i będzie sprzedawał moje uszytki, oprócz swojej działalności. To dla mnie dużo znaczy, bo on wprost nie potrafi pochwalić tego, co szyję :) Ja na razie muszę pozostac przy moim bezpiecznym etacie, ze względu na kredyty. Choć serce mi się kraje, bo teraz przy trzecim maluszku nagle kompletnie nie mam cohoty wracac do pracy. Wolałabym pracować w domu i nacieszyć się tymi pierwszymi latami. Już wiem, jak to szybko zleci. Bezpowrotnie :( Ale trudno. Im kto więcej ma na głowie, tym lepiej się organizuje, więc na pewno nadal będę miała czas i na zabawy z malutką, i na szycie. A w rodzinie ciagle przybywa dzieci, więc jest dla kogo szyć :)
I tez słyszę "Po co ci to?" "Macierzyński marnujesz na szycie, zamiast się dzieckiem zajmować". Irytuje mnie, ale już puszczam mimo uszu. Przecież sama wiem najlepiej, że moje dzieci nic a nic na tym nie tracą. A zyskują, bo mają szczęśliwą mamę z pasją. Niech się uczą od małego, ile radości wnosi do życia hobby. A jakie to w dodatku praktyczne przy dzieciach :)
Trzymam kciuki za Twoją działalność i pozdrawiam! :)
Napisałaś coś bardzo mądrego, dzieci zyskują bo mają szczęśliwą mamę z pasją i to sa święte słowa. Czasem jak zrobimy coś dla siebie i dla swego szczęscia to dzieci dzieki temu zobaczą że można coś robić ale też będą szczęśliwe ciesząc się szczęściem mamy.
UsuńSkąd ja to znam :) pewnie że słyszałam, ale ja mam swoją odpowiedź, każdy ma jakieś hobby a rękodzieło to mój sposób na relaks i odprężenie, nie da się z tego opłacić składek Zus czy podatku więc nie jest to moja forma zarobkowa, zresztą gdyby tak było mój entuzjazm by się totalnie zmniejszył, już tak mam że z radością robię ale gdybym miała hurtowo już nie było by to takie relaksujące :)) chociaż jak się patrzy na ilość ostatnich poszewek to można by pomyśleć ze jednak robię masówkę :) hihi, lubię wyroby rękodzieła różnego,i mam alergię na wyroby Made in China ....
OdpowiedzUsuńMyślałam że mój entuzjazm spadnie gdy będę musiała robić to co klienci życza ale jednak tak nie jest
UsuńOdkąd pamiętam, zawsze fascynowało mnie rękodzieło. I też nie raz słyszałam "po co ci ta dłubanina, oczy tylko psujesz" kiedy siedziałam nad kolejnym swetrem lub szalikiem dzierganym na drutach. A potem wpadłam w "nałóg" robienia biżuterii. Po pracy relaksowałam się tworząc kolejne kolczyki, naszyjniki i bransoletki. Ale chciałam się dalej rozwijać i gdy spodziewałam się pierwszego dziecka i byłam na zwolnieniu lekarskim, miałam dużo wolnego czasu, więc przekopywałam internet w poszukiwaniu inspiracji. Dostałam oczopląsu widząc jakie cudne rzeczy potrafią robić inni. Ale nie można mieć od razu wszystkiego. Urodził się pierwszy syn, za 14 miesięcy drugi syn :) i... kupiłam maszynę do szycia. Stwierdziłam, że zwariuję, jeżeli nie będę robić jeszcze czegoś poza wychowywaniem dzieci. I tak z moimi dwoma pomocnikami szyję głównie dla nich różne zabawki. Ale tworzę też wszelkiego rodzaju drobiazgi, dekoracje do domu na różne okazje. Uwielbiam pracować z filcem, ale też kocham wszelkie szmatki i tzw. różne różności, którym mogę dać drugie życie. Tworzę dla siebie, dla dzieci, dla rodziny, dla znajomych. Nie wyobrażam sobie życia bez tych pudeł, w których kryją się moje skarby: szmatki, koraliki, tasiemki, guziczki... I ciągle ich przybywa. A ja odpoczywam, gdy mogę sobie podłubać i serce bardzo się raduje, gdy dzięki temu co wyjdzie spod mojej ręki, pojawi się uśmiech na czyjejś twarzy.
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś, a ten uśmiech obdarowanego to faktycznie coś niesamowitego :)
UsuńOj tak ludzie lubia sobie pogadac. Ja juz raz napisalam takiego posta czysto z frustracji bo tez slyszalam "ze tez ci sie chce" albo "lepiej jakbys sobie telewizje poogladala"... I to w wiekszosci ciocie i wujki tak gadaja. A ja bede wyszywac dalej. Bede szyc. I bede robic kartki, szydelkowac itd. Bo tak jak ty Diano uwielbiam to robic. Na szczescie jest wiele osob ktorym sie to podoba, ktore nie boja sie komplementowac i tych ktore okazuja wielka wdziecznosc gdy dostana recznie zrobiony prezent. Dzieki nim nie trafia mnie szlag :-). A twoja Ala jest bardzo szczesliwa i na pewno dumna z tego ze spod rak jej mamy wychodza takie cuda. Jest wiele osob ktore doceniaja rekodzielo i niemasowych projektantow u ktorych owszem moze byc drogo ale jednoczesnie kupujemy wtedy cos niepowtarzalnego... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNajważniejsze móc robić to co się lubi choćby hobbitycznie.
UsuńA ja lubię wkładać dużo serca w prace, które wykonuję i mam z tego ogromną satysfakcję. Tworzenie daje mi dużo radości, a zarabiać na rękodziele - nie da się :(
OdpowiedzUsuńDlatego wolę rozdawać moje prace jako prezenty :))
Ale dostać taki prezent to coś niesamowitego.
Usuńoj Diana...jakbym mogła to obiema dłońmi bym się pod tym co napisałaś podpisała...ba! mało tego nie tylko słyszałam, ale wciąż słyszę"po co to robisz zamiast odpocząć?" a dla mnie rękodzieło to mój sposób na odpoczynek...kropka ;)
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM
ps. od samego początku Cię podziwiałam...pamiętam czasy kiedy jednego dnia potrafiłaś 2 razy posta wrzucić! to było i jest dla mnie fenomenalne...najważniejsze jest robić to co się lubi i co sprawia Ci radość...a jak jeszcze może przynieść zysk tym lepiej...bądźmy życiowi ;)
buziaki!!
Widzę że wiele z nas to łączy że to nie praca tylko odpoczynek właśnie.
UsuńZawsze podziwiałam i podziwiam nadal ludzi "zarażonych" pasją, jakąkolwiek. Dawno, dawno temu..........przed wiekami, wchodząc w dorosłe życie (czyt. wychodząc za mąż) niewiele potrafiłam. Jako nastolatka obrabiałam kordonkiem chusteczki...........i tyle. Po ślubie........szok, nic nie potrafię.........no, może poza urodzeniem dzieci i opieką nad nimi. Na nowe mieszkanie dostałam od mamy nowiutką maszynę do szycia, ze słowami: krawcową to ty nie będziesz, ale maszyna w domu potrzebna...........Co ja nie będę, no to zobaczymy. Początki były trudne i większość rzeczy nie nadawała się do noszenia, ale ich brak wiary we mnie, mnie dopingował. Szyłam dla dzieci, sobie, mężowi, rodzince i znajomym. Potem znajomym znajomych, coraz lepiej i więcej. Przy dwóch bąblach w dzień było trudno, więc jak już "zagoniłam" do łóżek, to siadałam do maszyny, niejedną noc zarwałam, ale satysfakcja ogromna. Nikt nie miał takiej sukienki jak ja, takiego płaszcza czy kurtki, bo szyłam wszystko. Nie chodziło o cenę, ale o wzór. Potem przyszła kolej na dzierganie. W tym wypadku już jakoś nie było mowy o tym, że nie dam rady........Szaliki, czapki, potem swetry dla dzieci, dla siebie i męża. Troszkę wszystko zarzuciłam, jak dzieci podrosły, poszłam do pracy, choć w wolnych chwilach nadal coś musiałam dłubać. Potem zajęłam się malowaniem. Na początku od czasu do czasu, po pracy, jako odskocznia. Jednak coraz częściej miałam dość tej pracy, ciężkiej, mało satysfakcjonującej i po słowach koleżanek, że gdyby one tak malowały to dawno by ich tu nie było..........zrobiłam to. Zwolniłam się..............i maluję. Do wszystkiego co robię dochodziłam sama, metodą prób i błędów, odbija się to czasem na jakości tego co robię...........ale robię to co lubię, a że lubię to z czasem jest coraz lepiej. Jeśli masz chęci, rób to, jeśli się nie udaje, próbuj nadal, nigdy nie słuchaj jak ktoś mówi: po co ci to, lub daj spokój, warto?.........WARTO, zawsze warto. Dla przyjemności, dla satysfakcji, dla oszczędności, dla radości z samego tworzenia. Brawo Diano:)
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia:) Na prawdę godna podziwu :) Pozdrawiam
UsuńBardzo dziękuję za te słowa :)
UsuńNa pewno warto robić to,co daje nam radość,realizować swoje pasje. A tak jest w moim przypadku :)
OdpowiedzUsuńOd "zawsze" miałam ciągoty do jakichś "twórczych" działań.Swego czasu sporo rysowałam ołówkiem,coś tam sobie dłubałam a nawet parę rzeczy zrobiłam na szydełku i na drutach. Potem ,w czasach gdy byłam w ciąży i po niej to wszystko się urwało,bo miałam ważniejsze sprawy na głowie.
W sumie od niedawna znowu zaczęłam coś robić dla siebie-żeby nie zwariować,żeby odreagować,żeby zrobić coś co mi się podoba i co daje mi powody do radości.Zaczęłam szyć na maszynie.O dziwo nigdy wcześniej nie miałam takiej okazji żeby spróbować swoich sił w tej dziedzinie ;p Moja przygoda zaczęła się w sumie 1,5 roku temu kiedy to na urodziny zakupiłam sobie Singera :) No i ruszyła produkcja! Na początku to były zwykłe poszewki bo uwielbiam te elementy wystroju M ;p Teraz się nieco rozkręciłam,choć wcale nie uważam się za idealną "krawcowa"-ba,ja wcale nie jestem krawcową ;p Tylko czasem uszyję jakąś sówke czy pościel ;p Nie zaprzeczam,że czasami udaje mi się coś sprzedać .Nie mogę jednak założyć firmy na siebie i ubolewam nad tym.Ale wracając do tematu -ludzie nie doceniają rękodzieła-teraz już to wiem! Tzn.może nie tyle nie doceniają ale uważają,ze ceny za wyroby rękodzielnicze są dużo zawyżone .Bo przecież można sobie iść do supermarketu i coś podobnego kupić za połowę lub 1/3 ceny. Tylko,że te wyroby w marketach jakim kosztem są wyprodukowane?! I większość Made in China. No a poza tym tak jak piszesz-w każdą wyprodukowaną przez siebie rzecz rękodzielnik wkłada całe swoje serce-przynajmniej w większości przypadków ;p Powiem szczerze,że ja szyjąc coś nie nastawiam się na handel ,robię to bo lubię ale skoro mam już trochę tego naprodukowane to co z tym robić? No najlepiej byłoby sprzedać,żeby się za materiały zwróciło i szyć kolejne rzeczy ;p
piękne podejście :)
UsuńBardzo trafne spostrzeżenia i przemyślenia:)
OdpowiedzUsuńU mnie najczęściej były reakcje "kiedy ty masz jeszcze czas na to?" (bo mam pracę zawodową na grubo ponad 8godzin) albo "Znowu jakieś zakupy koralików?, przecież tyle ich masz". Ale się tym nie przejmuję, robię, bo sprawia mi to radość, czasem ktoś pochwali, daje odprężenie i poczucie, że zrobiłam coś konkretnego z namacalnym efektem. Bo codziennej pracy, nie widać, ugotujesz - zjedzą i następna robota pozmywać; sprzątniesz - za niedługi czas znów jest co sprzątać, w pracy też trudno o namacalne efekty.
Podziwiam was młode mamy, że znajdujecie czas na swoją pasję.Ja wychowując swoją trójkę rezygnowałam z tego i teraz tego żałuję. I jestem pewna, że nie jest to czas zabrany dziecku, a jest to bardzo dobre dla niego. Jak rozwijać pasje i zdolności u dzieci, jeśli rodzice by ich nie mieli? A życie bez pasji jest nijakie.
Pozdrawiam serdecznie:)
O tak te namacalne efekty to też bardzo ważne.
UsuńDiano POST SUPER. Gratuluję Ci- kreatywności, wytrwałości i odporności. Pytanie "A po co ci to" - usłyszała każda z nas i nie raz, najczęściej pytają Ci, co nie mają żadnej pasji i samodzielności,a postrzeganie i gust wykreowany przez sieciówki. Pomimo,że podobno nie ma głupich pytań są tylko głupie odpowiedzi, ;) ale zawsze możemy pytanie " A PO CO CI TO" -pozostawić bez odpowiedzi. Pozdrawiam Diano.
OdpowiedzUsuńKażdy ma prawo do realizowania swoich pasji
UsuńBardzo fajny wpis:) Ja zaczęłam dopiero w styczniu cokolwiek tworzyć sama, ale raczej każdy reagował pozytywnie:) Oczywiście słyszałam też " że też ci się chce" i słowa podziwu zwłaszcza przy dwójce dzieci i innych obowiązkach, ale najwięcej zleceń mam właśnie ze strony rodziny :) Teraz zaczęłam pracę więc już w ogóle z czasem kiepsko, ale dla własnej przyjemności na pewno będę tworzyć:)
OdpowiedzUsuńBo tu o tę przyjemność chodzi :)
UsuńDiano, poruszyłaś bardzo ciekawy temat;) Moje pasje do rękodzieła pojawiły się już we wczesnym wieku dziecięcym. Tzn. może nie wszystkie, ale malowanie i rysowanie zdecydowanie tak. Jako dwulatka poszłam do przedszkola. Dyrektorka była zachwycona moimi rysunkami, bo rzeczywiście miały ,,ręce i nogi". Niektóre pozostały do dnia dzisiejszego;) Jako ,,starszak" w przedszkolu - robiłam już inne prace, różnorodną techniką. Jednakże najbardziej fascynowało mnie malowanie. Kiedy kończyłam szkołę podstawową, nauczyciele niemalże błagali mnie, żebym poszła do szkoły plastycznej. Ale, że byłam i jestem przekorna, postanowiłam na swoim, bo uważałam, że szkoła plastyczna nie jest mi do niczego potrzebna? A teraz żałuję... W ubiegłym roku założyłam bloga. Sam tytuł mówi za siebie, że chciałam malować;) Ale kiedy zobaczyłam tyle fajnych prac na Waszych blogach - zaczęło mnie korcić, by spróbować czegoś innego;) I jak sama widzisz - nie maluję, lecz tworzę jakieś ,,cudaki";) Wracając do tematu, który poruszyłaś - nikt nie mówił mi ,,po co Ci to?" Wszyscy moi domownicy popierają i wspierają mnie w tym, co robię;) Nie są jedynie zadowoleni z tego, kiedy ganiam i straszę ,,byznesmenów", czy krytykuję innych ,,ważników";) Ale, gdyby nawet bardzo marudzili i tak postawiłabym na swoim;) Moi dalsi i bliżsi znajomi też nigdy nie zadali mi takiego pytania, także spokojnie mogę dalej rozwijać ,,skrzydła;) Pozdrawiam Cię gorąco i życzę Ci samych sukcesów;) Buziaki dla Ciebie o Ali;)
OdpowiedzUsuńMałgosiu wiesz że uwielbiam twoje felietony i szczere nazwanie tego i owego :) tworzyć warto zawsze, a za talent do rysunków podziwiam szczerze ja zupełnie nie mam. Jak rysuję projekt to się śmieje że wygląda jakby narysowała go moja Ala dopiero jak uszyję to wygląda dobrze ;) Myślę więc że warto to rozwijać a nie myślałaś np a malowaniu na tkaninach? Albo malowaniu czegoś?
UsuńNa tkaninach nie myślałam... Ale może i masz dobry pomysł Dianko? Musiałabym się tylko zapoznać z tą techniką;) No i dokonać zakupu odpowiednich farb;) Pomyślę...
UsuńCóż za wspaniałą lekturę mi zafundowałaś. Twój post, do którego nie wiedziałaś, czy warto takie przemyślenia publikować, wywołał lawinę komentarzy. Widziałam rano, kilka wpisów, ale teraz po północy, to już jest tego tyle, że gdyby zebrać to " do kupy", powstałaby niezwykły zbiór nowel. Każdy komentarz, gdyby nieco rozbudować, to historia życia, niejednej rękodzielniczki. Oj, robię za Ciebie podsumowanie, przepraszam.
OdpowiedzUsuńMam to szczęście, że jestem z rocznika 50+, tak, jak Ania I.
Szycie pasjonowało mnie od najmłodszych lat, do przedszkola nie chodziłam, ale lalkom już wtedy ręcznie sukienki z odcinanymi rękawami szyłam. W podstawówce nie mając maszyny do szycia, sukienki, spódniczki, bluzki, szyłam ręcznie. Sukienkę studniówkową z błyszczącej podszewki /mnącej się strasznie/ , na lepszy materiał nie było mnie stać, uszyłam u sąsiadki na maszynie z łódeczkowym bębenkiem, takiej starej. Wszystkiego nauczyłam się sama z gazet, książek. Gdy przyszły lata 80-te, pustki w sklepach, wystaną w kolejce maszynę Łucznik, wykorzystałam do szycia najpotrzebniejszych rzeczy dla dzieci i rodziny,. Czasem wpadło za to parę groszy, przydało sie na życie. Mąż nie miał nic przeciwko temu, a dodatkowe pieniążki zawsze były potrzebne. Ta moja zaradność, odpłaciła mi się po wielu latach całą serią chorób, ale nie zrezygnowałam z robótkowania, Na chwilę obecną coś nie coś uszyję, zrobię na szydełku, ale najbardziej wciągnął mnie haft krzyżykowy, dla którego porzuciłam Richelie, płaski, angielski; sporo serwetek, z tego czasu nadal w używaniu.
Od kiedy mam internet, zaczęłam podczytywać blogi robótkowe, a teraz sama takiego mam. Będąc na rencie od 1997 r. realizuję się w swoich pasjach, hobby. Nikt mi nigdy nie mówił, po co ci to, ale gdy leżałam w szpitalu, po zawałach, czy na reumatologii, to wzbudzałam sensację szydełkując, czy haftując. bo jak to, takimi zdeformowanymi rekami można jeszcze haftować obrazy.
Nie uczyniłam z tej mojej pasji źródła zarobkowego, ale mam satysfakcję, że daję radę i się nie nudzę, a ludzie którzy mają moje prace, doceniają je eksponując w swoich domach. To jest moje życie z rękodziełem za pan brat i dzięki niemu, jeszcze nie zwariowałam, roztkliwiając się nad swoimi schorzeniami. To też jest sposób na życie.
Tobie Diano, gratuluję spełniania się w tym co lubisz i daje Ci to jakiś dochód. Twoja córcia jest przy takiej mamusi szczęśliwa, to widać na fotkach z jej udziałem, jakie prezentujesz.
Ucałowania dla Księżniczki Ali. i dla Ciebie także.)
Danuto niesamowita historia aż mi się łezka zakręciła. Pięknie opisałaś co może dawać rękodzieło dziękuję :)
UsuńDiano, jakie fajne i potrzebne teksty!:)
OdpowiedzUsuń:)
Usuńmoje początki były bardzo podobne, wszystko co zaczęłam robić, to z myślą dla mojej pierwszej córki, pracownię również miałam (i mam dalej) na podłodze i stole w salonie, moja starsza córka bawiła sie skrawkami tkanin towarzysząc mi przy szyciu moich poduszek.. ale mi na szczęście nikt nie mówił po co to robię, wręcz przeciwnie, rodzina mnie dopinguje i docenia moją pasję. Moim jeszcze jednym wielkim marzeniem jest (tak samo jak ty) założyć własną działalność i zacząć zarabiać w domu.. mam nadzieję, że niebawem sie to spełni :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cie serdecznie i pozostaje w ciągłym podziwie dla tego co osiągnęłaś do tej pory ;)
trzymam kciuki by się spełniło
Usuńdziękuję ;)
Usuńa ja mam szczęście :) pochodzę z rękodzielniczej rodziny - mój Dziadek był z zawodu krawcem, Babcia szyje, robi na drutach i na szydełku, jej wszystkie 3 córki - w tym moja Mama też - a to szyją, szydełkują lub robią na drutach, a Mama dodatkowo czasami robi jakieś wianki albo inne tworki. Od strony Taty moja Babcia też robiła na drutach i szydełku, a Dziadek i Tata bardziej techniczne sprawy - np. z Dziadkiem jako nastolatka zrobiłam półkę i ramkę na haft krzyżykowy, do którego kanwę z nadrukiem kupiła mnie i rodzeństwu Mama :) Tata sam zrobił dla mnie i Brata krzesełka :) No także miałam po kim odziedziczyć talenty różnorakie :D no i z młodszego pokolenia działam twórczo ja, moja Siostra i dwie kuzynki. Dlatego nikt mnie nie pytał "a po co to robisz?", raczej dopingują, uczą i pytają jak coś zrobiłam :) Jedynie czasem się dziwią w rodzinie od strony mojego Męża - pewnie się zastanawiają jakie jeszcze talenty we mnie drzemią :D ale tam też podchodzą do tego raczej pozytywnie, że każdy ma jakieś hobby, no i bardzo się cieszą z prezentów ręcznie wykonanych :) Siostra mojego Męża nie raz już mnie pytała czemu nie sprzedaję gdzieś swoich dzieł, nie założę biznesu, ale to nie jest takie hop-siup jak ona sobie myśli... ja sama się nad tym kiedyś zastanawiałam, ale chyba nie mam zmysłu biznesowego :) a poza tym tak jak piszą dziewczyny rękodzieło jest drogą sztuką - pewnie, że są dziedziny w których się da rozkręcić jakiś mały interes, ale ja np. tworzę w tak wielu dziedzinach, że trudno byłoby mi zająć się tylko jedną techniką. Dlatego teraz traktuję moje tworki wyłącznie jako hobby i formę relaksu - robię to bo po prostu lubię :) No i jak mi się jedna dziedzina znudzi to biorę się za inną :) Pewnie że jak jest potrzeba to się działa - np. teraz będę szykować zaproszenia na ślub kuzynki, ale nie wyobrażam sobie zafiksować się tylko na kartkach, albo tylko na szyciu, bo by mi bokiem wyszło tak w kółko i w kółko robić jedno :D No i jeszcze co do dzieci - owszem są czasożerne :D ale wiele rzeczy można robić razem - co dziecku daje niesamowitą frajdę, albo chociaż obok - tak jak u Ciebie - Ty szyjesz, a Ala bawi się obok :) a to jest myślę dla dziecka najfajniejsze - że mama jest razem z nim w domu :)
OdpowiedzUsuńO to dużo się u Ciebie dzieje :) a z dzieśmi fakt da się połączyć wypychanie zabawek może być super zabawą dla 3 latki :)
UsuńJa jestem z pokolenia 50+ kiedy w szkole były tzw prace ręczne i uczyłyśmy się haftować,szyć,dziergać,a potem się te umiejętności przydały w życiu.Kiedy urodziłam dzieci a w sklepach nie było nic moje umiejętności bardzo się przydały:)ze starych koszul szyłam sukieneczki z aplikacjami ,z bluz dresy,nie było człowieka który by się nie oglądnął za nimi:)sweterki na drutach z obrazkami obiegały wszystkie dzieciaki w rodzinie i byłam raczej uwielbianą ciotką:)A kiedy chciałam zarobić na mojej pracy dostałam po nosie,kobieta zamówiła komplet czapkę i szal dla dziecka-kupiłam włóczkę ,zrobiłam a ona nie kupiła bo stwierdziła,że się jej odwidziało i to był ostatni mój wyczyn w dziedzinie sprzedaży:)teraz robię dla siebie,albo na prezenty:)
OdpowiedzUsuńTakie swetry sa wyjątkowe naprawdę i nie dziwię się że obiegły całą rodzinę. Ja jestem z pokolenia 30 (no jeszcze nie +) i u mnie w szkole też były prace ręczne było szycie, makrama, gotowanie i zbijanie karminków, a oststnio prowadziłam warsztaty dla gimnazjalistów i byłam załamana, okazało się że trudnością jest nawleczenie igły i znalezienie początka nitki w nowym kłębuszku. Na początku myślałam że mnie nabierają i stałam jak oniemiała. Najgorsze jest to że nawet nie chcieli spróbować tylko było niech mi pani nawlecze bo ja nie umiem i to za trudne. Moja Ala nie ma jeszcze 4 lat a umie nawlec igłe i to jest straszne, ale to już inny temat na inny post.
UsuńDiano ja zaczełam swoją "przygodę z rękodziełem" na macierzyńskim....wówczas gdy inni np. byłe koleżanki z pracy, znajomi zapomnieli o moim istnieniu, bo przecież "matka-polka " musi siedzieć w domu i przewijać tylko pieluchy....po założeniu bloga zaczeły się odzywać niektórzy, przypomnieli sobie o mnie - oczywiście bym im coś wykonała- ale tu zaczynają się schody- bo po usłyszeniu ceny zamówienia "pękały jak bańka mydlana"....tak było z decoupage teraz jest z filcwaniem....każdy by chciał misia ale za darmo....moje kilkugodzinne dłubanie igłą by powstał 12 cm miś się nieliczy....dlatego czasem nachodzą mnie myśli by i to filcowanie porzucić, ale jak spojrze na misie stojące u córy w pokoju to znów siadam do filcowania by kolejny maluch trafił do "kolekcji" :) obecnie siedzę w domu z 2 letnią córą , pracy brak i perspektyw by jakąś "dobrą" znaleźć po moich bilogicznych studiach ,więc myśli o otworzeniu firmy były - ale chwilowe bo wiem,że nawet na opłaty bym niemiała....dziękuje za Twój wpis bo wiesz,że podziwiam Twoje szyjątka od dawna i trzymam kciuki byś rozwijała się dalej :)) Pozdrawiam Aneta
OdpowiedzUsuńSzczerze? Do dzisiaj nie wiem, po co mi to, tym bardziej, że tworzę do szuflady. Tak zresztą ("Po co mi to?") zatytułowałam pierwsze wpisy na moich dwóch robótkowych blogach. O ile maskotki-brzydotki przez pewien czas wzbudzały zainteresowanie dzieci mojej siostry i brata, o tyle obrazki z szycia wzięte w 90% trafiają do foto-albumu i tam czekają na swój czas, w którym staną się okolicznościowymi kartkami. "Ty chyba nie masz co z czasem robić." - "Chyba masz za mało roboty." - "Nudzi ci się?" - znasz te pytania, prawda? Ja aż za dobrze i choć w dalszym ciągu nie wiem, po co mi to, to wiem, dlaczego - bo spróbowałam i mi się spodobało. Więcej tłumaczyć się nie trzeba. Zresztą - w ogóle nie trzeba.
OdpowiedzUsuńOdkąd pamiętam, już w dzieciństwie podglądałam mamę, która coś szyła dla mnie i mojej siostry, robiła na drutach, szydełku.
OdpowiedzUsuńTak mi się to wszystko podobało, że sama jeszcze będąc w szkole podstawowej zaczęłam szyć najpierw lalkom, potem sobie i to całkiem poważne rzeczy, jak np. przeszywałam sobie kratkę na taką właśnie spódnicę, czy tez uszyłam sobie torebkę, do której przytwierdziłam chyba ze 30 metalowych kółek, bo była moda że dzwoni. Tak mi została ta pasja tworzenia do dziś. Uwielbiam czymś zajmować moje ręce. Uczę się wciąż nowych technik rękodzielniczych. też słyszałam od niejednej osoby: po co ci to:
Ano po to by cieszyć się , rozwijać, a jak się komuś cos podoba to radość podwójna.
. Lubię obdarowywać swoimi pracami i sprawia mi to wielka frajdę. Mam mnóstwo czasu bowiem "weszłam" w wiek emerytalny
Zdarzało mi się stwierdzenie kiedy robiłam kolejna pracę z pergamano, że lepiej by było i szybciej jakąś matryce wymyślić i nie dziubać tak pojedynczo tych wzorków i potem ich wycinać. Otóż sama przyjemność w tym liczeniu do czterech. Zaręczam, że też można się pomylić w takich rachunkach i wykłuć piąta dziurkę. Choć mam za sobą działalność gospodarczą (krawiectwo), to moje rękodzieło jeszcze mnie nie znudziło, a wciąga coraz bardziej. Pozdrawiam i życzę ciągłej weny twórczej wszystkim
Jeszcze nie przeszłam do etapu by podążać za marzeniem, ale podziwiam Twoją wytrwałość, bo zrezygnować jest bardzo łatwo :)
OdpowiedzUsuńMam ogromną satysfakcję, że kiedy pracowałam w szkole, a jestem z wykształcenia rusycystką i polonistką, do prac recznych brano kogoś z przypadku, oby tylko coś tam umiał. To szczęście mnie spotkało, bo nauczyłam dzieciaki wszystkiego, czym mnie los obdarował. Do dzisiaj to wspominają z wielkim sentymentem, a ja wiem, ze zrobiłam kawał dobrej roboty.
OdpowiedzUsuńTo co robisz naprawdę ma wielkie znaczenie bo ludzie którzy tworzą z pasją mają piękną duszę :) Pozdrawiam Serdecznie:)
OdpowiedzUsuńChyba nie zdażyło mi się usłyszeć tego drażliwego pytania:) ja często jestem pytana " kiedy ty to robisz?" wtedy odpowiadam, że muszę coś tworzyć, żeby nie zwariować od dnia codziennego! Powodzenia w rozwijaniu firmy!!! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się kiedy tak na prawdę to się zaczęło...już jako dziecko lubiłam tworzyć,robić prezenty najbliższym...jednak jakoś nikt nigdy ni doceniał moich starań...Uparciuch ze mnie,bo jakoś nie zniechęcało to mnie,ale im dalej w las tym więcej drzew.Teraz doceniają mnie inni,obcy ludzie,na blogu na fb.Jednak nie wynika z tego nic więcej i co raz częściej łapię zawiechy :( ...bo może nie jest mi pisany sukces,a z drugiej strony nie potrafię żyć bez mojej dłubaniny...ciesze się,że są takie osoby jak Ty którym się udaje,bo to wciąż napawa mnie nadzieją ♥ pozdrawiam serdecznie ♥
OdpowiedzUsuńDziękuje za odwiedziny :)
OdpowiedzUsuńU mnie z rękodziełem to przez przypadek wyszło, natrafiłam na prace pewnej Pani i się zaczęło :) Nie będę ukrywać chciało by się z tego biznes zrobić, ale realia made in PL to jak lodowaty kubeł wody na głowę, a jak jeszcze słyszę komentarze że ładne, podziwiam ale stanowczo za drogo, albo że bite 9h roboty powinnam opchać w 30 zł łącznie z ceną za materiał
Jednak jak ludzie mają styczność z rękodziełem wszelakim raz na xx lat i w ogóle ich to nie interesuje (na zasadzie: byłem widziałem i się zmyłem) to nie spodziewam się cudów że zrozumieją motywacje rękodzielnika, albo i ceny z wyższej półki
Miłego weekendu życzę :)
"Naprawdę zaskakuje mnie to, że tworzenie czegoś samodzielnie może wzbudzać tyle emocji - w dodatku negatywnych" - a ja własnie przez te emocje negatywne poległam, pomimo wykształcenia rękodzielniczego nie robiłam nic przez prawie 20 lat !!! teraz obudziłam się na nowo, ale to sprawił internet i wiedza o tym, ze nie jestem jedynym dziwakiem na świecie.
OdpowiedzUsuńMam podobne doświadczenia i spostrzeżenia do Twoich i komentujących ten post. Od dziecka coś tam zawsze 'dziubałam' - dla lalek, potem siebie, a czasem dla innych. Wzbudzałam podziw jako dziecko z szydełkiem w ręku, ale zdziwienie i pokpiwanie gdy jako dorosła osoba coś sobie uszyłam czy wydziergałam. Nie docierało do wielu, że moje dzierganie nie wynika z potrzeb materialnych, bo mnie nie stać kupić sobie to czy tamto, ale była to forma relaksu, innego spędzania czasu. Kiedy dzianina stała się modna i kobiety zaczęły nosić różne kominy, szale, chusty, bolerka moje zdolności zostały docenione przez wielu kpiarzy. Biżuteria to moja nowa pasja i to głównie publikuję na blogu. Nigdy nie przejmowałam się docinkami innych i robiłam swoje. Uwielbiam rękodzieło tak jak inni łowienie ryb, albo plotkowanie przez telefon. To moje hobby i pasja, a jeśli ktoś tego nie rozumie to trudno.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń