poniedziałek, 28 lipca 2014

Bransoletka, płaszczyk a nawet sałatka...

W związku z upałami i gigantycznym słońcem moja wena też odrobinę wyschła, dłubię coś powoli wieczorami ale nie za wiele. Póki co kilka małych drobiazgów zrobionych kiedyś.

Bransoletka z lekkich kolorowych rzemyków bardzo letnia i kolorowa, jest niesamowicie lekka
Coś co szyłam wiosną a mianowicie płaszczyk ze starego swetra, zupełny recykling, w środku podszewka z koszuli, uszycie wcale nie było proste bo musiałam obszywać najpierw wszystko nim skroiłam, alby się nitki nie rozeszły, ale jest to pomysł dla nie umiejących robić na drutach czyli mnie ;)
lubię taki recykling
I na koniec girlanda w kolorze szarości i mięty

Co prawda nikt nie wyraził chęci na moje zdrowe przepisy :(  ale że jakoś tak ostatnio u mnie mocno kulinarnie ze względu na zmianę nawyków żywieniowych na zdrowszą podaje wam przepis na sałatkę

Kurczak z ananasem w sosie czosnkowym
Mięso z kurczaka (u mnie to było udko pieczone w rękawie) kroimy na kawałki, dodajemy pokrojonego ananasa (4 plastry) i posiekaną natkę pietruszki (pietruszki powinno być dużo bo sos będzie z czosnkiem)
Sos: 2 ząbki czosnku, sól, pieprz dodać do jogurtu, dodać łyżeczkę musztardy, miodu i soku z limonki, wymieszać i polać sałatkę.

Naprawdę całkiem smaczne (ja osobiście uwielbiam ananasa) pietruszka niweluje czosnkowy smak, jednak sos jest dość ostry.

No to upalne tyle, mam nadzieję że uda mi się potworzyć coś więcej by was nie zaniedbywać, ściskam kochanych zaglądaczy :)

środa, 23 lipca 2014

Na różowo

Zapisałam się do zabawy u Danusi Artystki-kolorystki i w miesiącu lipcu towarzyszy nam róż.
Zapisałam się i pomyślałam och wspaniale wczoraj zrobiłam cukier różany, nawet wyhaftowałam mu etykietę z różą będzie jak znalazł, jednak po zastanowieniu nie byłoby to do końca rękodzieło (no może rękodzieło kulinarne), a cukier możecie zobaczyć tu

Postanowiłam uszyć worek z hafcikiem, wyhaftowałam słodziutką dziewczynkę w różu, autorką wzorku jest Luli  po wyhaftowaniu jednak stwierdziłam, że jasne kolory nie wyglądają jednak aż tak ładnie na hafcie monotematycznym, no ale dodałam dziewczynce guziczki z koralików, kwiatuszek też wyhaftowałam koralikami a dziewczynce dodałam kokardkę i uszyłam  woreczek.
Zrobiłam zdjęcia i stwierdziłam, że zupełnie nie oddają rzeczywistej urody worka, który jest śliczny i delikatny
Hafcik w zbliżeniu
Przyznam, że nie byłam zadowolona ze zdjęć a nie potrafiłam zrobić lepszych, postanowiłam więc zrobić coś innego różowego, pozostając w temacie szkolnym postawiłam na piórniczki. Powstały dwa oba mają różowe tło.
Mają też miętowe zamki i lamówki, w środku są też różowe
No i stwierdziłam, że różowe rzeczy naprawdę ciężko się fotografuje.
A korzystając z różowej okazji pokażę jeszcze girlandę, widzieliście ją już na zdjęciach z króliczkiem samej natomiast nie
W całej Zabawie kolorami należy też opisać swój stosunek do danego koloru. Tak więc no cóż ja chyba lubię wszystkie kolory, myślę że rolę w danym kolorze gra odcień, a każdy z kolorów ma mnóstwo odcieni. Jeśli chodzi o róż to według mnie bardzo kobiecy i śliczny kolor, szczególnie róż rozmyty, pastelowy, delikatnie brudny, łososiowy. Lubię też róż malinowy, albo głęboki, jedyny rodzaj różu za którym nie przepadam a w którym jest większość ubrań dla dziewczynek to taki cukierkowy róż połączony z cukierkowym, neonowym wręcz różem i posmarowany różowym brokatem (tak wygląda większość ubrań dla małych dziewczynek w sklepach) o ile te róże lubię jako dodatki z bardziej stonowanymi kolorami o tyle róż na różu polany różem to dla mnie za wiele. Moja Ala natomiast zupełnie nie lubi różu i jeśli ma możliwość wyboru to wybierze zupełnie inny kolor.

To byłoby na tyle pozdrawiam was ciepło

poniedziałek, 21 lipca 2014

Zapraszam na indyjskie śniadanie

Pomyślcie tylko cudownie ciepły wiatr, woń kadzideł dostająca się przez okna waszej sypialni, otwieracie oczy a tam mnóstwo barw, kolorów, zapachów, każdy z nich jest inny nieznany ekscytujący... A niebawem dołączy do tego jeszcze smak indyjskiego śniadania.
Tak sobie wyobrażam poranek w Indiach, do których bardzo bym chciała kiedyś pojechać.
Zapraszam Was więc do nowej zabawy



Ja zapraszam was na
Parathę z zielonym groszkiem
Muszę przyznać że była naprawdę pyszna, wzorowałam się na tym przepisie jednak ja użyłam jedynie mąki razowej by było zdrowiej. Zadziwiające było dla mnie też to ze po zjedzeniu jednego placka byłam naprawdę bardzo syta i to bardzo długo.
Ali nie posmakował groszek, który był dość mocno przyprawiony, dostała więc wersję na słodko z powidłami wiśniowymi, która była równie pyszna. Kiedy spróbowałam od niej kawałek stwierdziła "Mamusiu twoje jedzonko jest tam (wskazując na mój talerz)"
A teraz moje Indyjskie inspiracje dla was, po pierwsze broszka słoń.

A po drugie igielniczki mocno kolorowe






Zasady zabawy
1. Udział mogą wziąć osoby posiadające bloga o tematyce związanej z rękodziełem.
2. Prace uczestniczące w wyzwaniu mają być zrobione  w terminie podanym w danym temacie wyzwania, nigdzie wcześniej nie publikowane. Można zgłosić tylko jedną wcześniej niepublikowaną pracę przez jednego uczestnika. Technika wykonania prac dowolna, jednak mają to być prace handmade. Nie ma obowiązku wykonania potrawy związanej tematycznie z wyzwaniem (choć byłoby to mile widziane, ale rozumiem, że nie każdy ma zacięcie kulinarne) Linki do wpisów z wykonanymi dziełami pozostawiamy w komentarzu pod tematem wyzwania na jednym z blogów organizatorek.
3. Na blogu należy zamieścić aktywny banerek przekierowujący do wyzwania, a we wpisie dotyczącym danego tematu banerek odnośny do tematu.
4. Przewiduje się 8 spotkań cyklicznych.
5. Wyróżnienia przyznają osoby organizujące wyzwanie cykliczne  (karto_flana, Diana P., Wiola, tynka)
6. W poszczególnych tematach przewidziane są nagrody, osoba o największej liczbie punktów we wszystkich wyzwaniach otrzyma łączna pule nagród ze wszystkich tematów.

zajrzyjcie koniecznie do pozostałych dziewczyn 

Jeśli wszystko jasne to zapraszam was na pierwszy temat Śniadanie w Indiach


niedziela, 20 lipca 2014

Drobiazgów parę i upolowane piękne ołówki za 1,49zł

Przede wszystkim chciałam podsumować ostatni tydzień, tydzień dość intensywny szczególnie w blogowym świecie, a to ze względu na wyzwanie Uli "5 dni do lepszego bloga", wyzwanie to miało na celu wyrobienie w nas systematyczności w pisaniu postów. Ja co prawda czasem piszę codziennie, czasem potrafię nie pisać przez tydzień jednak zależne to jest raczej od weny jaką posiadam i od tego czy mam aktualnie coś do pokazania. Dziękuję wam wszystkim za ciepłe słowa dotyczące mojej pisaniny o sobie, a musicie wiedzieć że o czym jak o czym ale o sobie wcale nie jest prosto pisać.
Przeczytałam to sobie jeszcze raz i stwierdziłam, po opisie mego codziennego dnia że chyba potrzebuję urlopu. No cóż moje dziecko nie jest potworem, raczej szybkim i pomysłowym chochlikiem i tak na nią mówię i wszyscy którzy poznali żywiołową Alą z chochliczym śmiechem się z tym przydomkiem zgadzają. Mój dość pesymistyczny jak na mnie post wynikał raczej z aktualnej sytuacji bo Ala nie dostała się do przedszkola, mimo że oboje pracujemy na pełen etat, no oczywiście aktualnie ja jestem na urlopie wychowawczym, rozzłościło mnie na tyle mocno że chyba wyolbrzymiłam moje "ciężkie życie". Gdyż jak pisałam zawodowej pracy mi brakuje, no a intensywność życia przy małym chochliku nie jest prosta. Zapewne kiedyś też docenię bardziej to że mogłam z Alą pozostać tak długo, bo jednak nie ma to jak matczyne serce a i umysłowo staram się Alę uczyć jak najwięcej mogę.

Z małych drobiazgów to zaczęłyśmy się z Alą zdrowo odżywiać, to znaczy staramy się wyszukiwac smaczne i zdrowe potrawy co wcale nie jest proste. Pewnie znacie smak paru potraw "samo zdrowie" których ledwo idzie przełknąć. Ja znam doskonale, tak więc staram się szukać pysznych a jednocześnie zdrowych dań, jeśli macie takie to z wielką chęcią je wypróbuję, a jeśli chcecie to mogę też się podzielić swoimi wypróbowanymi daniami. Dania ostatniego tygodnia to np. zupa kalarepkowa, kurczak duszony z warzywami w sosie bazyliowym czy sałatka kurczakowo-ananasowa.

Z robótkowych drobiazgów których nie pokazywałam powstał potworny piórnik (tak już niebawem szkoła a ja kocham wszystkie szkolne akcesoria,w końcu to coś jak etui na przybory szkolne a ja jestem etujomaniaczką)

Piórnik z aplikacją rakiety którą to przylecieli potworni przyjaciele (może będą podpowiadać na lekcjach)

Dwa maleńkie drobiazgi zrobione jeszcze podczas Mundialu, no cóż ja zawsze podczas meczy haftuje. Pierwszy to brelok, a drugi to zakładka do książki


Pochwalę się też bo udało mi się wygrać Candy u karto_flanej ucieszyłam się niezmiermie bo robi ona szydełkowe cuda i takie cuda mam już u siebie

Prawda, że cuda markery do tkanin są już w fazie testowania :) a słodkości zostały dawno zjedzone. Dziękuję Ci prezent jest cudowny.

A co ostatnio udało mi się upolować, jak już pisałam jestem maniaczką (swoją drogą jakoś sporo tych manii u mnie) wszelkich przyborów do pisania. Oglądałam piękne ołówki pastelowe w białe kropeczki lub w gwiazdeczki w pięknym sklepie internetowym, no ale cena 6 zł za ołówek to dla mnie za dużo. Nie chodzi o to czy mam 6 zł czy nie, ale pięknie pomalowany kawałek drewna z gryfem w środku nie powinien tyle kosztować. Odżałowałam sobie, a na ostatnich zakupach w tesco co widzę czarne ołówki w białe gwiazdki 5 sztuk za 1,49zł tak ta cena była zdecydowanie zadowalająca.
 Daje cynk jakby ktoś miał ołówkową potrzebę
Na złomowisku natomiast udało mi się upolować taki koszyczek za 10zł, przepraszam za zdjęcia jednak mam zasłonięte rolety by w domu panował miły chłód

Wyszło długo i misz maszowo jak zawsze u mnie życzę wam więc miłej niedzieli, ja zaraz biegnę na basen :)
Uściski dla was ułomna ogrodniczka Diana

piątek, 18 lipca 2014

Tuniko-płaszczyk i jak wygląda mój dzień



Kiedyś dostałam od Ewy fajną dzianinę w odcieniu porcelanowego błekitu, Ewa kazała mi uszyć z niej pidżamę dla Ali jednak stwierdziłam że może by coś innego? Na dzianinie zrobiłam szmaragdowe stemple skarabeuszy, dzięki czemu zyskała mniej pidżamowy wygląd i uszyłam cieniutki płaszczyk, bardziej tunikę dla Ali.
Jest rozciągliwe i bardzo wygodne. Opaska to też oczywiście moje dzieło :)


Można zarzucić na dziecko gdy zrobi się chłodniej, np wieczorami latem. Wszyscy szyją z modnej dresówki bez obszywania brzegów, proszę uszyłam i ja, czas uszycia takiego płaszczyka 10 minut - bardzo wygodne (nie wliczone stemplowanie tkaniny)


 A teraz mój wyjątkowo nudny dzień, w ostatni dzień wyzwania u Uli  przyznaję że spodobały mi się te wyzwania i czekam już na kolejne ;)

Mój dzień zaczyna się tak mniej więcej o 5 rano i to nie jest tak, że uwielbiam wcześnie wstawać i rześka jak skowronek witam z radością nowy dzień. To jest tak że jest 5 rano i co słyszę? Nie, nie budzik to byłoby zbyt proste i po co miałabym nastawiać budzik na 5 rano. Ja słyszę:
- Mamooooooooooooo!!!!!!, mamaooooooooooo! Mamooooooo!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Udaje że nie słyszę (to na pewno jeden z tych koszmarów)
- Mamooooooooooooo!!!!!!, mamaooooooooooo! Mamooooooo!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Jest noc idź spać
- (po minucie) Mamooooooooo jest dzień, ja ubrać, ja jeść śniadanie mamoooooooooooooooooo
Moje zwłoki zwlekają się z łóżka i po omacku suną do łazienki co by zimna woda polana na twarz sprawiła że zacznę coś widzieć i by ochłodzić moją złość że muszę wstać. Wiem, że i tak nie wygram nauczona 3 latami egzystencji z tym małym porannym potworem, tak ona wstaje o 5 rano od pierwszego dnia swego życia.
Następuje czas ubierania (ja chce bluzkę w paski i niebieskie spodnie) czas ubierania wcale nie jest prosty szczególnie gdy się ma w domu małą stylistkę która nie lubi różowego koloru (zgadnijcie w jakim kolorze jest najwięcej ubrań dla dziewczynek w sklepach?). Ponieważ Ala dopiero wstała i jeszcze do końca nie wie co się dzieje na wszelki wypadek jest na „Nie” czyli kto ma dziecko ten wie co ten stan oznacza. Po pewnych pertraktacjach i porannej toalecie zazwyczaj jest już 6.00 i mój mąż również wstaje do pracy, wtedy robimy śniadanie (tu również daje o sobie znać wszystko na „nie”). 
Takim to sposobem dobijamy do 6.30 i mój mąż wychodzi do pracy, więc my zostajemy same, ja zajmuje czymś Alę (rysowanie, malowanie, bajki, lepienie, pociąg, odrysowywanie szablonów itp.) sama zaś robię wielki kubeł kawy i sprawdzam pocztę, by po ok. 5 minutach oglądać wszelkiego rodzaju arcydzieła. W każdym bądź razie staram się ten stan w którym mogę pobuszować w Internecie zachować jak najdłużej, jednak Ala nie zawsze się ze mną zgadza. 
Później następuje sprzątanie, jak pisałam nie znoszę tego robić więc na każdy dzień mam przeznaczony rewir, dziś jest piątek więc sprzątam wiatrołap i moją pracownię a Ala dzielnie mi pomaga.   
Po tym etapie następuje etap chwilowego tworzenia, czyli ja robię coś w pracowni coś na tyle mało zajmującego by drugim okiem patrzeć co akurat z mojej pracowni Ala wynosi bądź co demoluje. Ewentualnie czym akurat się zajęła (mierzenie wszystkiego centymetrem krawieckim to fajna zabawa, robienie dziurek w kartkach dziurkaczem to fajna zabawa, stanie na krześle za mamą która szyje na maszynie i okazywanie miłości podduszaniem mamy to fajna zabawa). 
Oczywiście wszystko to nie może trwać długo bo się Ali znudzi, jedziemy więc na przejażdżkę. Codziennie jeździmy rowerem, raz do sklepu po zakupy, innym razem do biblioteki a jeszcze innym by się przejechać, ja wtedy mogę chwilę odpocząć bo Ala siedzi z tyłu i zadaje znacznie mniej pytań niż gdy siedzi obok i ciągle czegoś chce. Rowerem jeździmy nawet zimą, no chyba że jest straszliwie ślisko, zeszłej zimy zrobiłyśmy sobie jedynie 2 tygodniową przerwę gdy były gołoledzi (jak to odmienić gołoledzie?). Po powrocie zazwyczaj bawimy się w ogrodzie, ja sprawdzam stan zasuszenia moich kwiatów, podlewam, wyrywam chwasty, Ala albo mi pomaga albo bawi się w piaskownicy. Czasem gramy w piłkę, a jeśli nie mam zupełnie siły to po prostu przejażdżka kończy się na publicznym placu zabaw, by Ala mogła pobawić się z innymi dziećmi. 
Po powrocie zazwyczaj gotujemy obiad wspólnie. Ala przekłada pokrojone warzywa do garnka czy miski, rwie liście sałaty (nie macie pojęcia jaką fajną zabawą dla 3 latki jest gotowanie). 
Teraz następuje mój ulubiony etap a więc popołudniowa drzemka. Tak swego czasu Ala już nie spała, co nie oznaczało że ja nie potrzebuje jej drzemki, umówiłyśmy się więc tak, że choćby jej się spać nie chciało to ma leżeć w łóżeczku przynajmniej 15 minut by mama mogła wypić kawę i zregenerować akumulatory. Przed drzemką oczywiście czytam Ali książkę, a jak tylko zamykam drzwi do jej pokoju biegnę robić kubeł kawy i tworzę, jak najwięcej i jak najszybciej, staram się wykorzystać ten czas najlepiej jak tylko mogę i zrobić jak najwięcej, bo drzemki zazwyczaj szybko się kończą.
Gdy Ala wstanie, ja już jestem zadowolona, że coś zrobiłam i stęskniona za małym wredniakiem następuje etap przytulania. Alicja uwielbia się wtulać i to jest ten moment dnia gdy Ala opowiada mi co się jej śniło, lub opowiada mi bajkę, lub wszelkie inne rzeczy, np. czego potrzebuje wczoraj potrzebowała czarodziejskiej różdżki i kapelusza wiedźmy. Następuje też zabawa, w przebieranie, granie w gry itp. Takim to sposobem dobiegamy do 18.00 czas z dzieckiem szybko płynie i wraca z pracy mój mąż.
Wtedy idziemy ćwiczyć na siłownię, ćwiczymy 3 razy w tygodniu w pozostałe dni rozmawiamy we troje o tym co danego dnia się zdarzyło i odpoczywamy (dziwnym trafem Ala przy tacie udaje że jest dużo grzeczniejszym dzieckiem niż jest w rzeczywistości, mogę więc odpocząć). 
Później wiadomo kolacja, czasem jakiś film i np. haftowanie przy filmie, czasem ja tworzę a mój mąż jeszcze w domu pracuje i następuje godzina 21.00 czas spania dla Ali, więc standardowo czytam jej książkę i idzie spać. Tu następuje czas dla mnie i męża, czas dla siebie, najfajniejszy czas w ciągu dnia gdy możemy wtuleni oglądać film, jeśli po filmie nie jestem jeszcze dość mocno padnięta to idę tworzyć, tworzenie zajmuje mi tu sporo czasu i nagle niespodziewanie niczym Kopciuszka zaskakuje mnie północ to znak że czas iść spać.

No cóż jak widzicie dzień matki polki jest niezwykle nudny i monotonny i kręci się wokół sprzątania, gotowania i przede wszystkim dziecka. 


czwartek, 17 lipca 2014

Ulubiona książka i etui małego artysty


Dzień 4 blogowego wyzwania u Uli to Ulubiona książka / album muzyczny / film, do którego lubię powracać.

Musze przyznać że przyszła mi na myśl tylko jedna jedyna książka do której naprawdę lubię wracać, książka mego dzieciństwa. Zazwyczaj jeśli coś przeczytam czy obejrzę jeden raz to nie lubię do tego wracać szukam raczej innych rzeczy.

A ta jedyna i wyjątkowa książka lek na wszelką chandrę to "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren


Ta książka to cudowne wspomnienia, wspomnienia mego dzieciństwa które dają mi siłę i ukojenie i uśmiech na twarzy. Otóż tę lekturę szkolną mieliśmy przeczytać, pamiętam, że była sroga zima, a że uczyłam się w małej wiejskiej szkole książek było dużo mniej niż dzieci, nauczycielka kazała nam więc przeczytać książkę jak najszybciej jak możemy mieliśmy na to chyba 2 dni by przekazać innemu dziecku. Ponieważ była to lektura w pierwszej lub drugiej klasie podstawówki książka ta wydawała się niesamowicie gruba. Czytałam jednak zawzięcie, myślę jednak że nie udałoby mi się tego zrobić gdyby nie mama która czytała mi tę książkę na dobranoc. Pamiętam, że jęczałam tego wieczora że jestem głodna (pewnie znów nie zjadłam kolacji, lub po prostu nie chciałam iść spać) pamiętam jak dziadek cichaczem przyniósł mi ciastka do łóżka (ukochany dziadek, z którym zawsze miałam konspiracje "Jak można dziecko głodzić") i  pamiętam jak mama mi czytała. Pamiętam że ta książka wydawała mi się niesamowicie śmieszna i że śmiałam się do łez taczając się po łóżku z przygód dzieci z Bullerbyn. Co prawda książka ta została zapomniana, jednak gdy jako studentka wyjechałam na wakacje w Bieszczady by organizować czas dzieciom z terenów wiejskich spaliśmy w starej szkole, był to stary dwór w którym podobno straszyła biała dama (według pani dyrektor, choć według nas wtedy było to dość prawdopodobne biorąc pod uwagę hałasy dobiegające zewsząd). Oczywiście prowadziliśmy codziennie zajęcia, a po nich zwiedzaliśmy okolicę, jednak pewno dnia padał deszcz, utknęliśmy więc w szkole. Ponieważ spaliśmy w jednej z klas zaczęliśmy przeglądać księgozbiór i wtedy odnalazłam tę książkę, którą to przeczytałam jednym tchem i która sprawiła, że znów byłam tą małą dziewczynką jedzącą ciastka w łóżku. Po powrocie do domu oczywiście zakupiłam sobie egzemplarz i zaglądam do niego czasami gdy tego potrzebuję. Codziennie też czytam mojej Ali, mam nadzieję że kiedyś też będzie miała takie wspaniałe wspomnienia :)

Jeśli chodzi natomiast o muzykę czy film to są piosenki do których wracam czasem, np kiedy jestem zła lub smutna, jednak nie wiem czy któraś z nich zasługuje na większą uwagę. Jeśli chodzi o film to chyba jedynym filmem który utkwił mi w pamięci i który pewnie kiedyś jeszcze raz obejrzę to "Zielona mila" Franka Darabont, gdyż poruszył on we mnie mnóstwo emocji i płakałam na nim jak bóbr.

A ponieważ każdego dnia coś wam pokazuję, a wczoraj pisałam że uwielbiam szyć etui wszelkiego rodzaju dziś pokażę wam etui małego artysty, które może pomieścić kredki, ma miejsce na notes i kieszonkę na inne drobiazgi.
Na wierzchu naszyłam ptaszki i wiatki
W środku kieszonka na drobiazgi
Przegródki na kredki a obok notes
Można spokojnie rysować nawet w plenerze :)

Jeszcze zbliżenie na aplikacje, część z nich jest wyszywana koralikami :)

Dziękuję za wszelkie miłe słowa pod wczorajszym postem i że tu zaglądacie.
Zapraszam serdecznie i trochę mi smutno że jutro już ostatni dzień wyzwania.
 Ściskam was mocno i biegnę podlewać róże